Bliska mi osoba była w dzieciństwie wykorzystywana seksualnie przez członka rodziny. Zgodziła się, żeby jej przemyślenia zapisane moimi słowami znalazły się na tym blogu. Po długich godzinach rozmów powstała seria tekstów zachowująca jej narrację, pozwalając jednocześnie na anonimowość. Mamy nadzieję, że pomoże to choć jednej osobie.
To nie było tak, że na kilkanaście lat zapomniałam o tym, co się stało. Pamiętałam, czasem wracało we wspomnieniach, ale tak, jakby one nie były moje, jakbym była obserwatorem, a nie uczestnikiem, jakby to nie mnie stała się krzywda.
Wróciło kiedy miałam 20 lat. Sama nie wiem, czy wywołało depresję, czy pojawiło się przez nią, ale była to mieszanka wybuchowa. Wreszcie trafiłam na terapię i zaczęło się przeżywanie wszystkiego od nowa. Ale czemu po takim czasie?
Nic się nie stało
Przekonywałam się do tego z całych sił. Kiedy wracały wspomnienia wyrzucałam je z głowy tym zdaniem. No bo co się stało? Przecież nie zostałam zgwałcona, więc o co moja głowa robi taki dym. A to, że została naruszona moja strefa osobista, że zrobiła to jedna z bliskich mi osób? No życie. Nic się takiego nie stało. Nic się takiego nie stało.
Chyba sobie wymyśliłam
Naprawdę próbowałam sobie to wmówić. Wspomnienia były bolesne, ale mgliste, nigdy nie było tam jego twarzy. Nie mogłam uwierzyć w to, że zrobiła to osoba, którą tak bardzo kochałam, że skrzywdził mnie człowiek, który, byłam przekonana, kochał też mnie. To wszystko tak bardzo nie trzymało się kupy, że musiał to być wytwór mojej wyobraźni. Ale w takim razie czemu tak bolało?
Puszka pandory
Kiedy wracało? W relacjach z mężczyznami. Kiedy coś szło za daleko nie umiałam mówić nie. Paraliżowało mnie, nie mogłam się ruszyć, ale nie umiałam przerwać. Zamiast powiedzieć “przecież mówiłam, że granica jest tu” unikałam spotkań, żeby nie narażać się na sytuację, kiedy będę musiała bronić swoich przekonań. Z drugiej strony kiedy ktoś naciskał wolałam się zgodzić niż go stracić. Syndrom sztokholmski to nie bajki.
Będąc już w długotrwałym związku gdzie najpierw dostałam akceptację moich przekonań, lecz z czasem dla mojego chłopaka było to za wiele poczułam, że wracam do początku. Byłam namawiana do rzeczy, których nie chciałam, i znowu byłam małą dziewczynką sparaliżowaną strachem. Bariera tworzona przez lata, by móc normalnie żyć, nie wytrzymała – wróciło wszystko, z taką mocą, że nie mogłam się pozbierać. Od tamtej chwili już to ze mną zostało.
Komu miałabym powiedzieć
Dalej nie wiem, czemu nie powiedziałam nikomu gdy to się działo. Bałam się? Wstydziłam? Nie chciałam robić problemu? I nie, nie pochodzę z patologicznej rodziny – wręcz przeciwnie – normalna, kochająca się rodzina.
W pewnym momencie zrozumiałam, że osobą, przed którą muszę się przyznać do molestowania jestem ja. Musiałam sobie pozwolić na to, żeby żyć z tym, przestać zaprzeczać i udawać, że wszystko jest dobrze. Dlatego to wychodzi po czasie – bo nikt nie chce żyć z tą łatką, nawet jeśli widzi ją tylko on.
Krzycz?
Jako dorosła kobieta zadałam sobie pytanie czy krzyczałam, czy się wyrywałam. I nie wiem. Wydaje mi się że tak, ale dalej nie wiem. Już będąc w trakcie terapii we śnie wróciły wszystkie te obrazy. Przebudziłam się, chciałam krzyczeć, uciekać, cokolwiek, ale dopiero po kilku sekundach przeszedł mi paraliż senny i mogłam się ruszyć. To były najgorsze sekundy mojego życia.