(nie)katolicki głos w Twoim Internecie

Chcę tego wszystkiego!!! Problematyczna dorosłość

dorosłość

Moja lista filmów do zobaczenia nigdy się nie skończy, nie uda mi się przeczytać wszystkich książek, które chciałabym mieć w głowie. Jak mam wybrać? Jak zdecydować co jest bardziej wartościowe, budujące, co sprawi większą radość? Jakiego kryterium wyboru się trzymać?

Czasem wydaje mi się, ze moi rodzice mieli łatwiej. Jasne – komunizm, wszystkiego brakowało i generalnie życie nie należało do najprostszych. Ale dzięki temu, że wybór nie był zbyt duży nie musieli tyle czasu poświęcać na podejmowanie decyzji, zastanawianie się co zrobić dalej ze swoim życiem. Mnie taka sytuacja wiele by ułatwiła.

To wszystko zaczyna się w szkole

Należałam do dzieci popularnie zwanych „zdolnymi”. Wzorowe zachowanie, dobra średnia, 10 kółek zainteresowań – naukowych i artystycznych. Wychodziłam z domu o 7.20, wracałam w okolicach 19-20. Czasem udało mi się przyjechać do domu na obiad w jakiejś przerwie.

Czułam się dobrze w wielu dziedzinach, dlatego wybór profilu w liceum nie był najłatwiejszy. Rozczarowanie wybranym kierunkiem nie pomogło w wyborze studiów. Przeglądałam ofertę wszystkich krakowskich uczelni i szukałam czegoś dla siebie. Jeszcze w pamiętniku z gimnazjum mam zapisane zawody które brałam pod uwagę i jakie profile licealne mogłyby mi w tym pomóc.

Co mam wybrać?

Coraz częściej padało jedno, kluczowe pytanie – „co chciałabym w życiu robić”, a odpowiedz na nie za każdym razem przyprawiała mnie o coś na pograniczu nerwicy i depresji. Nie dlatego, że nie miałam pomysłu na siebie. Dlatego, że nie wyobrażałam sobie robić jedną rzecz przez całe życie. Chciałam być nauczycielką (przedmiot nie był do końca sprecyzowany – coś między polskim, chemią i matematyką), bibliotekarką, dziennikarką, być częścią zawodowego zespołu tańca ludowego, śpiewać, być projektantem wnętrz, przeprowadzać renowację obrazów w małych, zabytkowych kościołach, wypuścić własną kolekcję ubrań, a w między czasie być wzorową matką i dużo podróżować.

Ograniczyć?

Poszłam na studia z mniej więcej wytyczonym planem, ale i ze świadomością, że wszystko i tak potoczy się swoim rytmem, więc prognozowanie co będzie za pięć lat jest trudne do zrobienia. Okroiłam listę marzeń z rzeczy nie do zrobienia (jedyna działalność artystyczna której nigdy nie robiłam, to malowanie, renowacja więc natychmiast odpadła). Przyjęłam najbardziej prawdopodobny scenariusz zostawiając widełki na „jeśli się uda”.

Niestety czas studiów niewiele zweryfikował, a nawet jeszcze nawarstwił problemów. Przeglądając wyczyny znajomych w postaci zdjęć na fejsie można się nabawić nie tylko ciężkiej depresji ale i najgorszego z możliwych „ja też tego chcę!”. Nie życia tej jednej osoby. Kompilacji tych wszystkich super doświadczeń.

W garderobie możliwości

Dlatego zazdroszczę moim rodzicom – bo dzięki temu, że nie wszystko mogli, musieli się zdecydować na to, co było w zasięgu. I o dziwo są bardzo szczęśliwymi ludźmi. Ja niby mogę wszystko – studiować co chcę, wyjechać dokądkolwiek mi się wymyśli, pracować w każdej branży i zmieniać pracę co roku. Jednak w świecie czuję się jak Carrie Bradshaw wchodząca do swojej garderoby i próbująca wybrać sukienkę na wieczorną imprezę.  Tylko że nie mogąc podjąć wyboru – w końcu jeśli ubiorę tę piękną sukienkę, to nie będę mogła ubrać tej drugiej – siadam na podłodze, zaczynam płakać i zostaję w domu w potarganym dresie. (no dobra, pewnie w ślicznej, koronkowej bieliźnie, ale historia wymaga trochę dramatyzmu)

 

Mamy za dużo. Za dużo rzeczy, bodźców, możliwości wyboru, a za mało determinacji, zdecydowania i skupieniu na celu, żeby to wszystko ogarnąć. Dziecko we mgle to przy nas mistrz orientacji w terenie.

Więc jak przejść z myślenia „mogę mieć wszystko” na „muszę z czegoś zrezygnować i wybrać”?