(nie)katolicki głos w Twoim Internecie

Dorosłość? A co to jest?

Jako dziecko twierdziłam, że moim idolem jest Piotruś Pan i biorąc z niego przykład nigdy nie dorosnę. Bardzo nie chciałam mojej osiemnastki, tak bardzo, że jedną z atrakcji tego dnia było chodzenie po mieście i puszczanie baniek (tak, w styczniu). Następną traumą były 20 urodziny, kiedy przestawałam być nastolatką, a w przodzie pojawiła się straszna dwójka. Na 25 prawie każdy do życzeń dołączał „już bliżej do 30 niż 20” co przyprawiało mnie o mdłości. Z dwa tygodnie przed urodzinami gadałyśmy z przyjaciółką, że 27 brzmi groźnie.

Jestem dorosła

Moje lęki urodzinowe przez wiele lat wiązały się z mitycznym pojęciem dorosłości. Wiedziałam, że gdy przekroczę ten próg, będę totalnie odpowiedzialna za siebie i to co robię, trudniej będzie mi się tłumaczyć dziecinną głupotą. Miałam przeczucie, że już nie będzie mi wolno robić rzeczy „niedojrzałych” – wygłupiać się, chodzić w trampkach do sukienki, puszczać baniek chodząc po mieście – wiecie o co chodzi. I w pewnym sensie miałam rację. Bycie dorosłym człowiekiem zmienia to jak świat mnie pojmuje, jak ja patrzę na samą siebie, jestem oceniana w zupełnie innych kategoriach. Nie decydują o tym jednak żadne liczby. Choć obca osoba widząc mój pesel w dowolnym wieku (bo po wyglądzie u mnie nic nie widać) mogłaby od tego uzależniać swój osąd, to znając kogoś rozróżniamy moment dorosłości w zupełnie inny sposób.

Wyznaczniki dorosłości

Po urodzinach wrzucałam na relacje Instagrama najfajniesze cytaty Noelki. Jeden z nich, który wyjątkowo mnie ujął, to tekst profesora Dmuchawca „[będziesz dorosłym] kiedy już będziesz wiedział, kim naprawdę jesteś”.

Przez wiele „dorosłych” lat miotałam się między tym kim chcę być, jaka chcę być, czego chcą ode mnie inni, jakie oczekiwania wobec mojego bycia mają ludzie. Dochodził do tego wybór zawodu, planowanie tego co chcę w życiu robić, od czego uzależniałam bardzo dużo. Czytając wpis sprzed dwóch lat, zastanawiając się nad zdaniem Dmuchawca, patrząc z perspektywy na ostatnie lata i moje zmienianie się zrozumiałam, już chyba dawno, że jestem sobą. Żeby było bardziej kiczowato-pompatycznie powinnam dorzuć jakieś „nie byłabym sobą, gdybym była kimś innym” ale bez przesady. Z całą świadomością nie odkrywczości tych słów – dotarłam do momentu w życiu, kiedy jest mi z samą sobą zajebiście. Z zaspakajania oczekiwań przeszłam na troskę o ludzi których kocham, co dobrze wpływa na cały świat. Nie potrzebuję mieć zaplanowanych 15 lat do przodu co do dnia. Najbardziej dalekosiężne plany to wesela na ten rok i wyjścia do opery. Myśl, że nie panuję nad wszystkim co się dzieje, i nigdy nie będę. Nie przyprawia mnie już o palpitację, tylko o nieśmiały uśmiech.

W wielu rzeczach jestem dalej beznadziejna. Próbuję nad tym pracować, ale nie zabija mnie to już tak jak kiedyś. Jestem spokojna. Jest mi dobrze, bo nauczyłam się żyć z moją nieidealnością.

I nawet nie kończę już szyć sukienek w drodze na wesele – to ostateczny objaw mojej dorosłości.

 

Fun fact – między zdjęciami jest 10 lat, a ja mam na sobie ten sam golf ^^