(nie)katolicki głos w Twoim Internecie

Nikt nie udzieli wam ślubu

Sakrament małżeństwa

Krew mnie zalewa jak to słyszę albo widzę. Nam udzielał ślubu ten ksiądz, nam tamten. Wiem, że to szczegół i połowa ludzi używająca tego terminu naprawdę wie o co chodzi, a mówi tak z rozbiegu. Ale to naprawdę ważne i warto o tym pomyśleć – księża nie udzielają sakramentu małżeństwa. No ale co z tego?

Daję czy dostaję?

Najczęściej w zaproszeniach napisane jest, że na mszy młodzi otrzymają sakrament małżeństwa i jest to prawda. Tylko nie dostaną go od księdza, tylko od współmałżonka. Ale czy nie fantastyczne jest, że to ja ten sakrament daję? O braniu, czy bardziej wybieraniu już pisałam. Ale tak naprawdę, to całe małżeńskie życie na tym się opiera, a chyba przynajmniej powinno – że ja temu człowiekowi chcę różne śliczne rzeczy dać. Nawet jest o tym w przysiędze – daję miłość, wierność, uczciwość i kontrakt na czas bardzo określony. Może to głupie, a ja znowu czepiam się małych słówek, ale różnica jest w podejściu – wchodzę w małżeństwo żeby dostawać czy żeby kogoś obdarować?

Zaufanie

Jeśli wierzy się w sakramenty to to naprawdę jest mocny hardkor. To nie są jakieś magiczne obrzędy, ale dary, które zmieniają rzeczywistość. I wszystko spoko, kiedy ksiądz naznacza krzyżem i mam – jakoś łatwiej to przyjąć, bo dostaję – muszę tylko chcieć wziąć. Ale dla mnie w przeniesieniu z szafarza-księdza na młodych wyraża się jakoś mocne zaufanie Kościoła.

I nie wyobrażam sobie naszego ślubu bez księdza i Kościoła. Ale mimo wszystko rola kapłana to: „małżeństwo przez was zawarte ja potwierdzam i błogosławię”, patrzę czy wszystko jest jak trzeba, potwierdzam, że sakrament został zawarty, Pan Bóg się cieszy i chce dla Was wszystkiego najlepszego. Ale mnie w tym nie ma, jestem obok.

Tak naprawdę nikt przed małżeństwem nie sprawdza, czy się dla siebie nadajemy. Sprawdzane jest tylko, czy nie ma przeszkód „prawnych”, ale testu zgodności osobowości nikt przecież nie przeprowadza. Kościół ufa, że nie narobimy głupot, że jak da nam ten sakrament w ręce, to podejdziemy do tego poważnie.

Szafarz

W każdym sakramencie jest potrzebny ksiądz. Hmm.. A może w każdym sakramencie jest potrzebny Bóg? Przecież ten gość jest tam tylko (aż) dlatego, żeby przez jego ręce zadziała się moc Boża. To się nazywa ponoć szafarz sakramentu.

W sakramencie małżeństwa moc udzielenia tego sakramentu przeniesiona jest na małżonków. Że oni, mocą Bożą, mogą na siebie ten sakrament nałożyć, że mogą się tym sakramentem stać. A że jak nauczyli nas do bierzmowania (chyba), „sakrament to widzialny znak niewidzialnej łaski”, to idąc jeszcze dalej, tylko oni mogą sobie tę łaskę ofiarować.

I to ślicznie pokazuje trzy rzeczy. My sami to nic nie możemy. Mimo że sprawujemy sakrament, to wszystko mamy od Boga. Dwa – miłość, żeby tą drugą osobę kochać, mamy od Boga brać (chyba Twardowski kiedyś ładnie napisał, że jak kogoś pokochujesz, to Bóg kocha tę osobę przez ciebie). I trzy – my łaskę od Boga dostajemy, ale mamy ją od niego brać, mamy chcieć po nią sięgać – nie tylko ten raz przy ołtarzu, tylko codziennie. Ale o tym też już kiedyś było.