Młoda, ładna dziewczyna, zakochany w niej ze wzajemnością facet. Ona zachodzi w ciążę nie z nim. I wciąż jest dziewicą. Znamy to, prawda? Ale nie, nie chodzi o rodzinę z Nazaretu.
Podchodziłam do tego serialu z dużym dystansem, a musiałam go obejrzeć na zajęcia. Ale przy pierwszym odcinku śmiałam się tak głośno, że współlokatorzy przychodzili pytać co jest, więc postanowiłam nie poprzestawać na pierwszym, zadanym sezonie. Przed wami Jane the Virgin.
Jednorożce i przedszkolaki
Druga scena serialu jest jakby wyjęta z mojego życia, choć na ścianie nie miałam zasuszonego kwiatka (dziewczyna i chłopak u niej na łóżku, dużo się dzieje, nagle „nie, nie, nie, nie możemy”). Dziewczyna czekająca z seksem do ślubu? Oglądam serial fantasy? Od razu przypominają się głupie żarty, że w dzisiejszych czasach łatwiej jest spotkać jednorożca niż dziewicę, a jeśli już to najpewniejszym miejscem poszukiwań jest przedszkole. No cóż, Jane czeka (jak to robi jeszcze wam kiedyś opowiem), jej facet siłą rzeczy też.
Co to za gatunek?
Koncepcja jest doskonała, bo to trochę brazylijska telenowela śmiejąca się z brazylijskich telenowel. Śmiechom nie ma końca, karuzela nie chce się zatrzymać. Wątków miłosnych sporo, bo wiadomo, że jest to główną osią serialu, ale nie są prowadzone jakoś bardzo nachalnie. Nie jestem pewna jednego – czy ten serial może się spodobać facetom? Przetestowałam na Karolu jeden odcinek – nie śmiał się tak jak ja, ale nie rzucił też żadnym „jejku, co to za bzdura”. Jest to też serial trochę kryminalny i rozwiązywania zagadek jest tam dużo więcej niż słodziutkich, telenowelowych scen. Ale przede wszystkim jest to chyba komedia. I to bardzo dobra.
Czy taki serial ma prawo poruszać ważne problemy społeczne? Nie wiem, ale na pewno to robi. Kwestia mniejszości narodowych, emigracji, trudności z obywatelstwem, rak, dzielenie rodzicielstwa, nieobecność ojca – bardzo tego dużo jak na produkcję, przy której szczerzysz się do ekranu co chwilę.
No i katolicy
Katolicy są przedstawieni w Jane the Virgin dziwnie – jak w większości seriali. Jak zwykle w opozycji do kogoś, kto nie wierzy, jako inni, wyróżniający się. Na szczęście na zasadzie, że jednak wiara w dzisiejszym świecie nie jest to normą, a nie że są popieprzonymi ludźmi z kosmosu. Ale fajne jest to, że czołowa chrześcijanka serialu, babcia Jane, jest wykreowana bardzo dobrze, na równą babkę, a nie dziwoląga z ciemnogrodu.
W tym serialu usłyszałam po raz pierwszy Locked out of heaven, które później śpiewałam przez całe narzeczeństwo. Przez chwilę myślałam nad zaproponowaniem jej na pierwszy taniec, ale chyba nie wszyscy zrozumieliby żart.
Jeśli jeszcze nie oglądaliście, to teraz jest idealny moment – niedługo zacznie się piąty, ostatni sezon, a w ostatnim odcinku scenarzyści zostawili nas z tak niesamowitym zwrotem akcji, że ja szczękę zbierałam z podłogi i nie mogę doczekać się kiedy zobaczę co będzie dalej.
I na koniec suchy żarcik, o którym co roku przypomina mi fejsbuń:
Jane the Virgin jest dla ciebie jeśli:
- czekasz do ślubu i wydaje ci się, że masz ciężko
- lubisz delikatnie abstrakcyjne komedie
- w dzieciństwie nie można było cię oderwać od telenowel