katoliczkakobietażonauważampolecamnie ogarniam

Nie-świąteczna spowiedź i jej problemy

Czasem mam wrażenie, że łatwiej do spowiedzi iść tym “świątecznym” penitentom. Jak ktoś próbuje walczyć o spowiedź, to trudności piętrzą się wszędzie, nawet jeśli obiektywnie to żadne trudności.

aaa bo mój stały spowiednik…

Stały spowiednik to jedna z najlepszych rzeczy jaką się może przytrafić w życiu. Chłop już cię zna, tak jak pół twojego życia, wie co do czego i z czym się wiąże, co powiedzieć, żeby było lepiej, jak ochrzanić, żeby poskutkowało. Tylko z tą stałością może być różnie. Bo mogą go przenieść na inną parafie. Mniejszy problem jak 20 km, ale jak 400? Albo jak ty się przeprowadzisz – co wtedy?

Najgorzej jak jest daleko, ale w takim miejscu, że możecie się spotkać – na przykład w okolicach domu rodzinnego. No to przecież wyspowiadam się jak tam będę.

Miałam tak. Najpierw spowiadałam się będąc u rodziców. Jak wreszcie dojrzałam do zmiany (po 4 latach) to nacieszyłam się nowym chyba rok, po czym przenieśli go z Krakowa do Opola. Aktualny najstalszy jest w daleko bliskim Rzeszowie. Nie polecam.

aaaa bo w konfesjonale to tak jakoś…

Jak już się pozna spowiedź bez kratki, to ciężko wrócić do standardowego systemu. No bo się wydaje, że to takie odbębnianie jakieś, bez głębi, przez te kratki to łaska jakaś taka przesiana dociera i niepełna. I co się w ogóle w tym konfesjonale mówi na początku?

aaaa bo to już tyle czasu…

No bo jak ten ksiądz tak daleko, a konfesjonały w pobliżu niewygodne, to się nie można zebrać. A jak się nie można zebrać, to czas mija – miesiąc, drugi, trzeci i jak już trzeba gdzieś tam pójść i wydukać „ostatni raz u spowiedzi byłam x miesięcy temu” i jest w tym zdaniu liczba mnoga, a x>1, no to tak jakoś głupio. Bo jak to, ja, taka wzorowa katoliczka? No to mijają następne miesiące, i coraz bardziej głupio. Wtedy to przed tym stałym spowiednikiem nawet głupio.

 

A przecież tam po łaskę się idzie, a nie żeby udowadniać swoją świętość.