Jestem zdania, że każda aborcja to śmierć. Teraz jeszcze bardziej niż przed urodzeniem dziecka. Jednocześnie nie cieszy mnie wyrok Trybunału.
Zły tajming
Dzieci nienarodzone znowu stały się zasłoną dymną, tym razem do słabego radzenia sobie z pandemią. Wszyscy są przerażeni, kraj w kryzysie, to nie jest czas na wyciąganie tematu, który rusza skrajnie 99% populacji. Bo jak będą protesty to nie zwrócimy uwagi jakie są statystyki zakażeń? Bo jeśli ktoś myślał, patrząc na doświadczenia ostatnich lat, że pandemia powstrzyma wyjście na ulice, to chyba był naiwny.
Intencja
Mam spore wątpliwości czy uchwalającym to chodzi o dobro dzieci. Gdyby tak było, zajęli by się najpierw poprawieniem pomocy dla niepełnosprawnych i chorych, organizacją dostępu do wsparcia medycznego i psychologicznego dla rodziców, którzy dowiadują się, że ich nienarodzone dziecko jest chore. Realnym opowiedzeniem się za życiem byłoby nie zezwalanie na aborcję w przypadku trisomii 21, co uratowałoby rocznie 300 dzieci, a nie wzbudziłoby takich emocji i protestów.
Po owocach ich poznacie
Obawiam się też, że prawny zakaz aborcji nie zmieni realnie liczby dokonywanych aborcji przez Polaków. Jest milion opcji i “fundacji”, które chcą w tym pomóc, co od czwartku jest coraz bardziej rozpowszechniane. Ludzie znajdą sposób. A jeśli coś zapewnia tylko ładne statystyki, i nie ratuje życia, to nie jest pro-life.
Boję się nawet, że pary, które siedząc w gabinecie lekarza i słysząc “państwa dziecko jest chore, mają państwo taki i taki wybór, tu możemy pomóc tak, tu możemy pomóc tak” i zdecydowaliby się dziecko urodzić teraz, wspominając co się stało, całą sytuację polityczno-społeczną z tym związaną, zdecydują się na nielegalną aborcję. Bo nie żyjemy w próżni i to co dzieje się teraz na ulicach ma większe znaczenie niż mogłoby się wydawać.
Najpierw miłość
Czy przed wyjściem na ulice i strzelaniem do ludzi, którzy mnie wkurzają powstrzymuje mnie kara więzienia, która za to grozi? Nie. Powstrzymuje mnie przekonanie, że jest to moralnie złe. Że nie mam prawa czegoś takiego zrobić. Realnie aborcję może powstrzymać przekonanie rodziców, że to co w sobie nosi kobieta, to jest dziecko. I o to musimy walczyć, to musimy pokazywać i swoim świadectwem zmieniać myślenie innych (a nie ciężarówkami z obrazami aborcji, ale to już inna historia). Bo nie wiem czy jest w Polsce ktoś bardziej pro-life niż Monika i Wojtek z Dzieciaki cudaki, którzy nigdy chyba nie wypowiadali się w temacie aborcji, a podejrzewam, że choć jedno dziecko przed nią uratowali.
I, uwaga, żeby być pro-life w takim rozumieniu nie trzeba być wcale wierzącym. Choć ja wierzę, że moje podejście i miłość do dziecka od poczęcia jest we mnie Bożą Łaską, to chyba jasno ostatnio widzimy, że nie każdy katolik jest pro-life, a w życie od poczęcia można wierzyć nawet nie uznając Boga. Ale skoro wiem, że nie mam tego z siebie, że to nie moja zasługa, to nie mam prawa oceniać tych, którzy decydują inaczej. Mogę tylko próbować pomóc – to wszystko.
Nie cieszę się z tej ustawy, bo nie wierzę, że ona coś zmieni. Nie wychodzę też na ulicę, bo moja macica jest, owszem, moja, ale dziecko w niej to już inna historia. Ale jak zakażą badań prenatalnych, a już widziałam, że jakaś mądra posłanka wpadł na taki pomysł, to też pójdę, bo nikt mi nie będzie bronił ratować życia i zdrowia mojego dziecka.
Póki co jedynym owocem tego wyroku jest wkurzony, podzielony naród, sparaliżowane miasta i najprawdopodobniej wzrost zachorowań (ale teraz będzie na kogo zrzucić, więc luzik).
I jako katoliczka, wierząca, praktykująca i wcale nie “fajna” mam prawo, żeby stanąć po środku. I boję się o mój Kościół, boję się o wierzących, którzy nie wytrzymają i odejdą, bo sytuacja zasłoni im Boga.
Aborcja jest zabójstwem, co do tego nie ma wątpliwości. Ale to, co się dzieje w Polsce, to nie jest prosta, czarno-biała sprawa.