(nie)katolicki głos w Twoim Internecie

Czym jest powołanie?

powołanie

Widzę co się dzieje w internecie i nie mogę. Słysząc to wszystko, nie mając ułożonego tematu w głowie można się naprawdę zastanawiać o co chodzi. Ja sobie układam to od dwóch lat i chyba coś tam wymyśliłam – po milionie rozmów i godzinach kminienia. Wykrzywiło nam się pojęcie powołania bardzo. A o co chodzi z powołaniem?

Powołanie do stanu życia i zawodu

Żeby nie było wątpliwości. To, że ktoś czuje powołanie by uczyć dzieci albo leczyć ludzi to jest coś innego niż powołanie do małżeństwa. Dziś będę mówić jedynie o powołaniu do “stanu” życia (nie mam lepszego słowa na to) – tak dla jasności.

Magiczne myślenie

Wydaje nam się, albo taka jest narracja w świecie, że powołanie jest czymś nadanym przez Boga, co jest niezależne od nas, na co nie mamy wpływu. Kiedy rodzimy się niebo się otwiera, pada na nas snop śwatła, a Bóg głębokim głosem obwieszcza “będziesz księdzem”, albo “będziesz w małżeństwie” i od tej decyzji nie ma odwrotu. Bierze się to ze słynnego “Bóg ma dla ciebie wspaniały plan”.

Boży plan

O ile nie jesteśmy protestantami to nie wierzymy w predestynację. A to znaczy, że Bóg nie jest toksycznym rodzicem, który planuje “najlepsze liceum w mieście, potem medycyna na UJ, specjalizacja z okulistyki, ślub rok po studiach, 4 dzieci” zanim dziecko potrafi powiedzieć “tata”. Plan jest dla każdego z nas taki sam – doprowadzić nas do zbawienia. Koniec. Pewnie są łatwiejsze, trudniejsze albo piękniejsze drogi żeby to osiągnąć – ale nie ma jednej. Bo życie zależy od naszych wyborów. No właśnie.

Czym jest powołanie?

Nie miałam stuprocentowej pewności czy zostałam powołana do małżeństwa. Nie miałam do 11 listopada 2017 roku. W momencie przysięgi małżeńskiej małżeństwo stało się moim powołaniem. To moja decyzja sprawia, że coś staje się moim powołaniem. Dlatego za 5 lat nie będę mogła się tłumaczyć “wiesz co Karol, chyba jednak byłam niedojrzała jak braliśmy ślub, źle odczytałam swoje powołanie, Bóg chciał, żebym była z innym facetem więc idę sobie”. Nawet jeśli Ojciec wymyślił, że byłabym super zakonnicą, albo że idealnym mężem był dla mnie kolega z ławki, to moim powołaniem jest Karol i nasze małżeństwo – bo podjęłam taką decyzję, poprosiłam o błogosławieństwo i je dostałam.

Nie jest tak, jak wydawało się, że będzie

Chyba o to wszystko się rozbija, stąd rozwody i odejścia ze stanu duchownego – myśleliśmy, że będzie inaczej. Chyba za krótko jestem żoną, żeby tego doświadczyć, ale na pewno w pewnym momencie życia usiądę zrezygnowana i pomyślę “to miało wyglądać inaczej”. Miało być lepiej, miało być łatwiej, cokolwiek. Słuchając huraoptymistycznych haseł ewangelizacyjnych “życie z Jezusem jest super” można dojść do wniosku, że życie wierzących to sielanka, nic złego się nie stanie i wszystko będzie na swoim miejscu. Otóż nie. Bóg nie gwarantuje prostego życia, nie gwarantuje nawet szczęścia – tylko zbawienie.

A ja?

Nie ma czegoś takiego jak “wstąpił do seminarium zbyt pochopnie”, “decyzja o ślubie była zbyt szybka” i wynikające z tego – “to nie było ich powołanie”. Nawet jeśli nie było, to w momencie sakramentu, pobłogosławienia przez Boga, tym powołaniem się stało. Nie chodzi o to, żeby potępiać osoby które zrezygnowały z kapłaństwa albo małżeństwa. Ale nie udawajmy, że wszystko jest ok. Dalej mam dużo miłości do moich już-nie-księży, są dla mnie dalej tak samo cudownymi ludźmi. Ale złamanie złożonej przysięgi to dla mnie żaden akt odwagi i powód do gratulacji.

Jeśli ma coś z tego dobrego być, to może moja refleksja – co z moim powołaniem, co z moimi przysięgami? „A kto stoi niech baczy aby nie upadł.”