No dobra, ja też słyszałam w tym temacie sporo głupot. Ale żeby nie było, że nikt Wam nie powiedział, to proszę bardzo – z perspektywy doświadczonej już mężatki (hehe) kilka światłych myśli i obalonych mitów.
Czekanie ze względu na Boga
Z mojego doświadczenia wynika, że przestrzeganie przykazań jest wartością dla mnie. Moja modlitwa do niczego Bogu nie jest potrzebna – to mnie ona pomaga. Tak samo Msza. Tak samo życie w prawdzie. I tak samo czekanie z seksem do ślubu. Bóg zaprasza do czekania, bo wie, że to dla mnie dobre. NIe dla Niego, dla mnie. Że przyniesie to wymierne korzyści naszemu związkowi. I ja to widzę, ja tym żyję. I chyba nie czekałabym, gdybym na pytanie “po co mam czekać?” usłyszała “bo Bóg tak chce”. Wydaje mi się (choć wiadomo, inny kontekst życia, trudno przewidzieć co by było), że nawet jakbym nie była chrześcijanką to bym czekała.
Czystość przedmałżeńska = super małżeństwo
Jeśli jedynym przygotowaniem do małżeństwa będzie wstrzemięźliwość, to sorry, ale nic z tego. Przed ślubem trzeba zrobić, przemyśleć i przegadać milion rzeczy i potem tyrać już w małżeństwie, żeby było dobrze. I jeśli komuś się wydaje, że czekanie do ślubu cokolwiek zagwarantuje, to trzeba przestać myśleć o Bogu jak o sklepikarzu. “Ja ci, boziu, czystość, to ty mi dobre małżeństwo”. To nie u chrześcijańskiego Boga.
Brak czekania = rozwód i inne takie
Znam pary, które nie czekały i są super małżeństwami i wierzę, że takimi będą zawsze. Tak jak czystość nic nie gwarantuje, ale może pomóc poukładać pewne sprawy, przeżyć je inaczej, wnieść coś dobrego, tak seks przed ślubem nie skazuje od razu na rozpad związku trzy lata po ślubie. Dlaczego więc czekałam? Bo wierzę Bogu. Bo widziałam ile mi to daje. Bo to bezpieczniejsza opcja.
Doczekałam, jestem lepsza
O tym jeszcze będzie oddzielnie. Tak, wytrzymałam do ślubu i jestem z siebie (i nas) turbo dumna, bo to było straszliwie trudne. Ale nie czuję się lepsza od tych, którzy nie wytrzymali. Nie uważam, że to sprawia, że nasze małżeństwo jest lepsze od innych (jest lepsze, bo jest nasze, więc wiadomo, że najlepsze). Nie piszę o tym, że wytrzymaliśmy, żeby się pochwalić. Chcę dać znać, że się da. Że to jest serio spoko i daje dużo dobra. Nie oczekuję zachwytów, peanów, bo wiem, że był to wynik współpracy z łaską, determinacji, walki i farta.
Kościół to tylko o tym seksie
Nie jest czasem tak, że najbardziej się zwraca uwagę na to co uwiera? Nawet jeśli głównym tematem kościelnych wystąpień byłby seks (choć ja mam co do tego wątpliwość, a na pewno zależy od tego, kogo się w tym Kościele słucha) to chyba dlatego, że z tym przykazaniem jest największy problem. Znaczy ludzie z nim mają problem. Nikt jakoś nie narzeka na to, że trzeba się modlić, chodzić na Mszę, nie podważa tego, że kłamstwo czy obmowa są złe. A z czystością to Kościół wymyśla, powinni coś z tym zrobić, bo co to ma być, że mieszkając razem nie można przystępować do komunii – czasy się zmieniły czy coś. A że dużo takich głosów jest, to dużo trzeba tłumaczyć.
Na co jeszcze trzeba zwracać uwagę by mądrze czekać z seksem do ślubu? Jakie mity jeszcze trzeba w tym temacie obalić?