Jak to, no? Przecież wierzę w Boga, próbuje mu wierzyć, że ma dla mnie jakiś super plan, że nie ważne co tu, ważne żeby dojść do nieba. I przecież życie mam całkiem spoko. To jak mogę mieć depresję?
Ano możesz
Facet/dziewczyna, przyjaciele, praca, stabilna sytuacja finansowa. W świadomości większości ludzi jak masz to wszystko, to nie masz prawa narzekać. Nawet jak nie masz pierwszego, to jęczeć możesz tylko w gronie przyjaciół i to od czasu do czasu.
„Idealne” dla każdego z nas będzie oznaczać coś innego. „Idealne” istnieje tylko na Instagramie.
Można mieć zajebiste życie i mieć zajebistego doła. Nam się wydaje, że musisz kogoś stracić, coś bardzo się musi w życiu popieprzyć – studia, zdrowie, praca, związek – żeby dostać depresji. A może być obiektywnie wszystko ok. Możesz nawet nie mieć za sobą traumatycznego dzieciństwa. I może być źle. Może też być tak, że jesteś po prostu leniwą bułą. Ale częściej chyba to lenistwo ludzie sobie wmawiają, niż tak jest rzeczywiście.
To wszystko jest w głowie
Kiedyś siedziałam z kumplem nocą nad jeziorem. Koniec świata, ledwo widzieliśmy gdzie zaczyna się woda. Usłyszeliśmy, że ktoś jest niedaleko. Teraz powiedzielibyśmy, że to Seba z Karyną. Ale to było kilka lat temu, więc z toku słyszanej niechcący rozmowy wywnioskowaliśmy, że to dres i jego laska. Jak już wracaliśmy kumpel powiedział “czasem chciałbym tak jak oni. Nie martwić się niczym, nie zastanawiać się nad niczym, za bardzo nie przekminiać. Ciekawe jak się tak żyje. Na pewno prościej”.
Każdy ma inną psychikę, ukształtowaną przez różne doświadczenia. I o dziwo usłyszenie czy powiedzenie sobie „nie myśl o tym tyle”, „myśl pozytywnie” nic nie daje – my swoje, głowa swoje. To jest bardzo długi proces, żeby coś się zmieniło.
Daj sobie prawo
Jeśli już nawet nie mam prawa do tego, żeby czuć się beznadziejnie, nawet jeśli to będzie permanentne czucie przez miesiąc, to co mogę? Skoro wierzę w Boga to i w Jego miłość, plan, wszystko. Znasz choć jednego człowieka, który wierzy Bogu, cały czas, przez całe życie, bez momentu zawahania? Dobrze by było, żeby chrześcijanin był radosny. Ale ma być taki, jaki jest – smutny, rozdrażniony, wkurzony, beznadziejny, bez chęci do życia. Bo wierzymy w Boga, który bierze nas takich, jakimi jesteśmy.
To że wierzę w Boga i jego działanie w moim życiu nie znaczy, że w moim życiu wszystko będzie tęczowo-różowe. W coś takiego mogą wierzyć 15 latkowie, którzy pierwszy raz przeczytali kerygmat, a nikt im go nie wytłumaczył.
To, że jest mi źle, że boję się o przyszłość, albo nie mam ochoty żyć nie jest zaprzeczeniem mojej wiary. Bóg nie obraża się, że nie wierzę w jego nieskończone miłosierdzie, wspaniały plan na moje życie, albo to że on wyciągnie z najgorszego jakieś dobro. Katoliku, możesz mieć depresje. Nie możesz z nią nic nie zrobić.