(nie)katolicki głos w Twoim Internecie

Nasz pierwszy raz – katolicka noc poślubna

katolicka noc poślubna

Wszyscy mnie straszyli. Że będzie dziwnie. Że po takim czasie czekania nie będziemy w stanie się przed sobą rozebrać. Że co jak się nie zgramy. Że na pewno się nie zgramy. Że będzie źle, trudno i w ogóle beznadziejnie. Że przez to czekanie będę miała wygórowane oczekiwania, a zderzę się z rzeczywistością. Że seks jest przereklamowany.

Tyle się nasłuchałam, że choć nie zaczęłam w to wierzyć, to zaczęłam się przejmować już kilka tygodni przed ślubem. Rozmawialiśmy o tym, ale skoro żadne z nas nie miało w „pierwszym razie” żadnego doświadczenia, nie mogliśmy nic przewidzieć, a tym samym znaleźć na to rozwiązania. W drodze na podróż poślubną byłam trochę „stremowana”, bo w głowie miałam te wszystkie przewidywania ludzi.

A co się okazało? Jak wygląda katolicka noc poślubna?

Konsekwencja

Nie było żadnego stresu, zażenowania, zawstydzenia. Nie było okłord. Było jak zwykle z nami – na luzie i bez spiny. Naturalnie. Jakby się działa najnormalniejsza na świecie rzecz, a nie coś na co czekaliśmy dwa lata. To było tak jakby się pchnęło kostkę domina i z zainteresowaniem oglądało, jak klocki po kolei spadają. Z zainteresowaniem, nie zdziwieniem czy stresem. Wydarzyła się naturalna konsekwencja. I to było dobre.

Jedność

Ale też nie było to przełomowe wydarzenie w moim życiu. Nie czułam się później inna, bardziej kobietą, czy cokolwiek się tam powinno wydarzyć. Czułam się na miejscu. Świat się nie zatrząsł, ziemia się nie rozstąpiła, czas się nie zatrzymał, a ja nie zemdlałam. Ale zrozumiałam jedną bardzo ważną rzecz. Mamy z Karolem niesamowitą relację. Nie zrodziła się ona podczas współżycia. Zbudowaliśmy ją przez te dwa lata ciągłych rozmów, bycia przy sobie, wszystkiego co robiliśmy razem. Dostaliśmy jedność w momencie, kiedy zdecydowaliśmy się na siebie, a Bóg pobłogosławił tę decyzję. Seks nie tworzy jedności, ale pomaga unaocznić to, co dostaliśmy, co wypracowaliśmy. Zdać sobie sprawę z tego co mamy i utrzymać świadomość, że jesteśmy jednym.

Sakrament

Ale to nie było największe zjednoczenie ciał i dusz. Dużo większe, największe w życiu, czułam trzymając tego mężczyznę jedynie za rękę i oddając się mu na zawsze. Wiem, że to brzmi słodziutko-kościółkowo-cukierkowo, tak jak porządna katoliczka powinna napisać. Ale naprawdę tak było. To sakrament małżeństwa dał nam największą bliskość we wszechświecie, wtedy staliśmy się jednym ciałem. W seksie celebrujemy to, co się wydarzyło 11.11.2017 o 15, dopełniamy ten sakrament, przeżywamy go jeszcze raz.

Bliskość

Nie zrozumcie mnie źle – seks jest super! Ale nie przez doznania zmysłowe (które są bardzo, bardzo fajne). Przez to jaką mamy i budujemy bliskość. Jak potrafimy się siebie nie wstydzić. Jak umiemy być przy sobie i dla siebie. Przede wszystkim ze względu na tego faceta, którego wzięłam w sakramencie. Dlatego, że go wzięłam w sakramencie.