(nie)katolicki głos w Twoim Internecie

Miłość to proces – rodzicielstwo, historia prawdziwa

Matkowe grupy na Fejsie to 5 krąg piekła (następny po grupach katolickich), niestety bardzo pomocny w przygotowaniach do macierzyństwa i porodu. Jest tam wiele przydatnych informacji (od tego gdzie rodzić i co zabrać do szpitala po rozmiarówki ciuszków w sieciówkach). Niestety przy okazji przez twoją ścianę zaczyna się przewijać milion różnych postów, które mogą wywołać uczucie “jestem beznadziejną matką” jeszcze w szpitalu, a nawet jeszcze przed porodem.

Nie mogę się doczekać

Choć matczyne internetu pokazywały mi, że miesiąc przed porodem powinnam wpaść w euforię na myśl o spotkaniu z dzieckiem i tęsknić za poznaniem go, ja codziennie mówiłam do brzucha “jeszcze nie wychodź”, a w skrajnych przypadkach “może zostaniesz tam już na zawsze?”. Powody były dwa – pierwszy to strach przed porodem. Muszę mieć wszystko zaplanowane, a kontrola to moje drugie imię, więc wizja porodu, którego nie mogę przećwiczyć, nie mogę się nauczyć, była w opór przerażająca. Drugi to strach przed tym co po porodzie. Za dużo już mam znajomych z dziećmi, żeby wierzyć, że rodzicielstwo to śliczne ubranka, tulenie, buziaczki i nieustanna tęcza przerywana czasem płaczem czy kupą. Jak najdalej się da chciałam odciągnąć moment sprawdzenia czy ogarniemy.. Zaczęłam prosić dziecko, żeby wyszło, nie z wielkie tęsknoty, tylko dlatego, że wszystko strasznie mnie bolało, termin się zbliżał, a ja nie chciałam leżeć na wywoływaniu. Czułam się jak matka roku.

Miłość od pierwszego wejrzenia

Podobno jest taki moment po urodzeniu, kiedy pierwszy raz widzisz dziecko i twoje serce zapala się na czerwono, szybciej bije, jesteś przekonana, że wydałaś na świat najpiękniejszą istotę. Podobno. Bo ja jak mi przyłożyli Młodego do policzka miałam mieszaninę zdziwienia ze wzruszeniem z przewagą tego pierwszego. Jak Karol napisał “chyba nawet nie jest brzydki” chciałam się upewnić czy widzieliśmy to samo dziecko. I czułam się z tym strasznie.

Dopiero z czasem, z każdym spojrzeniem stwierdziłam, że całkiem nieźle wyszedł, nawet taki uroczy dość i może się polubimy. Teraz, po dwóch tygodniach, kocham go nawet jak płacze od godziny nie wiadomo dlaczego.

Karmienie to największa bliskość

Ile ja widziałam postów “dziecko już nie chce piersi, jest mi tak smutno” albo inne z konkluzją “karmienie piersią to najlepsza rzecz na świecie”. A potem ja siadam do karmienia, gryzę się w rękę i macham nogami, bo tak mnie boli, że ledwo wytrzymuję, żeby nie krzyknąć na pół bloku. Karmienie jest dobre i zdrowe dla dziecka, jak komuś jest przy tym miło, to serdecznie gratuluję i zazdroszczę. Ja zaczynam marzyć o momencie, kiedy wzgardzi tą metodą żywienia.

Miłość to proces

Jest dużo rzeczy, które wyrzucam sobie w macierzyństwie, ale nie powyższe. Naczytawszy się słodkich historii mogłabym się biczować, że nie kocham go tak jak powinnam. Ale to, że moja miłość nie była instynktowna nie oznacza, że nie jest bezwarunkowa. I może tym silniejsza, że zbudowana na decyzji, a dopiero później na hormonach.