Bardzo ułatwia mi życie, że ze wszystkich sił staram się nie oceniać ludzi. Nie przyznaje punktów za wiarę, nie dzielę na wierzących i nie, nawet zaczyna mi się wydawać, że dla ignorantów też jest miejsce w Kościele. A właśnie, bo dla mnie Kościół to ludzie. I w taki wierzę – grzeszny Kościół. Bo jaki człowiek jest każdy widzi.
Robię co mogę
A i tak jest słabo. Staram się być dobrym człowiekiem, ale bywa strasznie różnie. I wiem że nie jestem z tym sama. Wiem też, że są ludzie, którzy nawet nie chcą próbować. I problem polega na tym, że dla nich wszystkich jest miejsce w Kościele. To nie problem, a miłość. Ale po ludzku patrząc jesteśmy oceniani przez czyny wszystkich razem – taka odpowiedzialność zbiorowa. I fajnie byłoby ich wyrzucić, miałoby to wielkie plusy dla kościelnego PRu. Ale Kościół, ucząc się od Założyciela i Przywódcy, nigdy racjonalny nie był, szczególnie w okazywaniu miłosierdzia. A że na świecie jest wielu dupków? Są i w Kościele. Ale jeśli tu się nie zmienią, to ja nie wiem gdzie.
Święty i grzeszny?
Jak to możliwe? Najbardziej sensowne porównanie jakie przychodzi mi do głowy, to klasa szkolna. Wychowawczyni może być aniołem wcielonym, który dla swoich uczniów zrobi wszystko. Będą wśród nich dzieci wybitne, którym wszystko przyjdzie łatwo. Będą dzieci solidne, które będą ciężko pracowały. Ale będą też ci, którzy wszystko mają gdzieś, i tacy, którzy nic nie będą robić, a jeszcze będą przeszkadzać pozostałym. Ale jak twierdzi staropolskie przysłowie “domowe przedszkole wszystkie dzieci kocha”. Więc pani będzie robiła co tylko będzie mogła dla tych gnojków, żeby się ogarnęli. Będą prośby i groźby, kary i krzyki, ale jak one nie będą chciały, to nic z tego. A opinia o całej klasie będzie szła właśnie od ich zachowania.
Mamy najlepszego Nauczyciela, ale każdy z nas wie jaki sam jest święty. Kiedyś się wykurzałam, że “tamci” psują reputację i statystyki. Dziś się cieszę, że taki mam irracjonalny ten Kościół, który uczy mnie miłości do wszystkich. Dziś zastanawiam się, czy to nie ja psuję Kościołowi opinię.
Ja jestem Kościołem
To że Kościół ma służyć ludziom znaczy, że ja mam iść i służyć ludziom. To że Kościół ma być jak Chrystus, kochać jak Chrystus, nie znaczy, że ma to robić jakiś proboszcz czy inny wikary (choć też) – znaczy, że ja mam taka być. Ale nigdy nie będę, bo nie jestem Bogiem, bo choć nie wiem jak się zawezmę, nie zrobię takiego skila w miłości. I to nic. Mam być dobra i święta na tyle na ile potrafię. Mam pokazywać dobry i święty Kościół na tyle na ile umiem, choć cały czas patrzeć na Jezusa i starać się w miarę własnych, racjonalnie ocenionych możliwości. I tak widzę Kościół. On nigdy nie będzie święty, idealny, bo składa się między innymi z ludzi takich jak ja. On Jest święty, bo Jego głową i przewodnikiem jest Chrystus.