Głęboko wierzący, kościółkowy, praktykujący i nie – wyzywamy się na wszystkie możliwe sposoby. I choć każda wiara jest inna i szufladkowanie ludzi pod względem osiągniętego poziomu wiary jest bezsensowne, to cały czas to robimy. A tak naprawdę powinien być tylko jeden rodzaj wierzących – poszukujący.
Nie ma głęboko wierzących
Zawsze się obruszam jak ktoś mnie tak nazwie, a najczęściej wśród osób niezwiązanych z Kościołem zdarza się to notorycznie. Nie istnieje coś takiego jak osoba głęboko wierząca. Co by to w ogóle miało znaczyć? Że dotarła do najgłębszych tajemnic wiary, pojęła je, nie wiem co jeszcze? W tej szufladce nie ma nikogo. Przecież Jezus, przewidując wszystko, stwierdził, że wiara wielkości ziarnka gorczycy pozwoli na przeniesienie góry. Właśnie napięłam wszystkie mięśnie jakie mam – nawet filiżanka po kawie nie raczyła teleportować się do kuchni. Ślizgamy się po powierzchni, do głębi to nam bardzo daleko.
Po co nam to?
Jeśli ktoś jest głęboko wierzący, to na pewno przesadza, jest dziwny, to jest jakiś specjalny lewel, który nie każdy musi osiągnąć. Albo jest taki super fajny, że bardzo chcielibyśmy być jak on. Poszukujący są słabi, bo jeszcze nie znaleźli tego co my mamy.
Usprawiedliwiamy się, chcemy się odróżnić albo dopasować. Wiara jest tak skomplikowana, bycie w Kościele bywa trudne, bycie poza jeszcze bardziej, a my zamiast upraszczać to jeszcze komplikujemy. Jakie znaczenie ma to na jakim etapie jesteśmy? Jakie znaczenie ma to na jakim etapie jest ktoś inny? Dla postronnych stajesz się głęboko wierzącym jeśli tylko robisz coś więcej niż niedzielna Msza – masz wspólnotę, otworzysz czasem Pismo Święte, pójdziesz do kościoła w tygodniu, piszesz „katolickiego” bloga (hehe). Można robić to wszystko i mieć wiarę mniejszą niż katolicy od święta (a dokładnie dwóch – Wielkanocy i Bożego Narodzenia).
Poszukujący – czy tylko niewierzący?
Tego określenia zazwyczaj używa się do ludzi, którzy chcą uwierzyć, ale jeszcze szukają swojej drogi do Boga/Kościoła. Takich, których raczej postawilibyśmy po niewierzącej niż wierzącej stronie. A tak naprawdę wszyscy powinniśmy szukać, drążyć – do tej głębi, o którą nas czasem oskarżają, z pełną świadomością tego, że nigdy się do niej nie przybliżymy. Poszukujący powinien być największym komplementem. Bo nie ma czegoś takiego jak raz złapana wiara.
Ja cały czas próbuję szukać – mojego miejsca w Kościele, we wspólnocie, Boga i relacji z nim. Jak patrzę się na moją wiarę to wiem jak jest żałośnie mała. Dawniej słysząc „bo ona jest taka głęboko wierząca” trochę się śmiałam, a trochę rozpaczałam, że nie dorastam do wyobrażeń jakie mają o mnie ludzie. Na szczęście chyba już dotarłam do momentu kiedy pogodziłam się z tym, że ludzie zawsze będą tak mówić, a to nigdy nie będzie prawda. Ale to nic. Jestem poszukująca i jestem z tego dumna.