(nie)katolicki głos w Twoim Internecie

Ania z Netflixa i problemy świata – Ania, nie Anna

Ania, nie Anna

Zszokowało mnie odkrycie, że są ludzie, którzy nie lubią Ani z Zielonego Wzgórza. Jeśli też jesteście w tej grupie obejrzyjcie serial – może wam się spodoba. Jeśli kochacie Anię to nieważne ile osób będzie wam odradzać i tak obejrzycie. Ania, nie Anna to Ania z Netflixa, bo na pewno nie z Zielonego Wzgórza.

To nie jest serial dla kochających Anię

Kocham Anię z Zielonego Wzgórza. Miłością wielką i niezmienną od 13 lat. Jak dowiedziałam się, że będzie serial to prawie podskakiwałam z radości. Potem znajome które też są w #teamAnia obejrzały i już wiedziałam, że nie będzie dobrze.

Oprócz imion i pojedynczych cech charakteru serial Ania, nie Anna nie ma z książką Montgomery prawie nic wspólnego. To nie jest ekranizacja, nawet adaptacja jest za dużym słowem. Więc jeśli chcesz oglądać, żeby przenieść się do Avonlea wg Montgomery, żeby pokąpać się trochę w naiwności, idylli, słodyczy, idealności i niemożliwości – nie masz na co liczyć. To jest zupełnie inny świat.

To jest jakiś dramat

Podczas czytania Ani zazwyczaj śmiałam się bardzo albo chociaż uśmiechałam pod nosem. Podczas serialu udało mi się to raz. Z zabawnej, uroczej książki, zrobili ciężki dramat na siłę mówiący o ucisku kobiet i ich drodze do niezależności. Fajnie, ważny temat, warto go poruszać. Ale dramatyzm jest dodawany mocno na siłę – nie tylko w zachowaniach bohaterów, ale przede wszystkim w wydarzeniach. O ile u Montgomery nie działo się nic naprawdę złego, tu jedna katastrofa goni drugą. Śmieszne wypadki jakie Ania prowokuje w książce w serialu się nie pojawiają, albo przedstawione są z taką dawką tragizmu, że nie mogą bawić.

Mocno na siłę robi się z Ani pierwszą feministkę Kanady – bije po oczach tanim feminizmem do tego stopnia, że jest to niesmaczne. Podnoszone są tematy homoseksualizmu i rasizmu – bardzo ważne i dobrze, że coraz częściej omawiane w popkulturze. Ale w Avonlea? Rili?

No dobra, nie jest aż tak źle

Ponarzekałam, to teraz może coś miłego. Serial jest pięknie zrobiony, muzyka cudowna (kojarzy mi się z Marzycielem, a to mój najkochańszy soundtrack ever). Gdyby nie to, że krew mnie zalewa przy każdej głupiej zmianie i feministycznych hasełkach to pewnie nawet bym stwierdziła, że serial jest niezły, może nawet dobry.

Na szczęście zdaję sobie sprawę z tego, że moja opinia jest podyktowana zranionymi uczuciami. Podejrzewam, że jeśli ktoś nie ma mocnego związku uczuciowo-emocjonalnego z rudowłosa dziewczynką to może się na tym serialu dobrze bawić i oglądać go z przyjemnością.

Mam kilka koleżanek, które nie znoszą Ani. Chyba przywiąże je do krzesła i zmuszę je żeby obejrzały Ania, nie Anna w ramach badań kulturowych nad tą produkcją.

Przemyśleć feminizm

Zabierałam się za oglądanie ze świadomością, że nie będę zadowolona. No ale Ania, więc musiałam. Na szczęście to nie było do końca stracone sześć godzin życia (+ 7 drugiego sezonu), bo odkryłam dzięki temu jaki mam problem z feminizmem.

Teksty wygłaszane w serialu to takie typowe hasełka „kobiety do garów”, „nie chcę, żeby facet postrzegał mnie po tym jak gotuję, ale jaka jestem”, „kobiety są tyle samo warte”, „może lepiej żebyś się nie uczyła, ale nauczyła się zajmować domem i wyszła za mąż?” itp. No i wiadomo, że to głupie i wtedy tak było, ale czasy się zmieniły i może jeszcze ktoś tak myśli, ale to marny odsetek.

Tylko że poszłyśmy od tego w zupełnie drugą stronę – kobieta musi zrobić karierę, nie może siedzieć w kuchni, musi mieć niesamowicie wysokie aspiracje wykraczające poza dom i rodzinę, bo inaczej jest przegrywem. A co jak ona nie chce? Co jak świetne dbanie o rodzinę to jej największe szczęście?

Ale to jest dłuższy temat, zostawię go na kiedy indziej.

Widzieliście serial? Kochacie Anię czy to dla was tylko głupia lektura z podstawówki? Bardzo jestem ciekawa wszystkich opinii.

Ania, nie Anna jest dla ciebie jeśli:

  • nie lubisz Ani z Zielonego Wzgórza (ale to tylko hipoteza)
  • kochasz Anię (bo wtedy nie ważne co napiszę i tak obejrzysz)
  • lubisz Anię, ale nie darzysz jej sentymentem
  • lubisz się śmiać z taniego feminizmu