Mówiłam, że trzy miesiące przed ślubem nie ma innego tematu niż przygotowania? Nie wiedziałam wtedy nic o życiu.
Miesiąc przed ślubem robi się naprawdę gorąco. Wszyscy panikują, lista rzeczy nieogarniętych zamiast się kurczyć rośnie, nie jesteś w stanie doliczyć kaw wypitych tego dnia. Szczególnie jeśli jednocześnie wracasz do pracy, zaczynasz następny rok studiów, biegasz po sekretariatach i przeprowadzasz się pierwszy raz po 6 latach.
Teoretycznie jest wszystko co niezbędne. Znajomi, którzy mieli ślub kilka miesięcy wcześniej dziwią się, że tak dużo rzeczy macie zrobione tyle przed. Każda taka wiadomość sprawia Ci ulgę, ale nic nie jest w stanie pozbawić wrażenia, że jesteś ze wszystkim w lesie i nie wyrobisz się na czas.
Szustak wypuszcza nowe “ballady i romanse” o przygotowaniu ślubu i zaczyna nowy sezon pomarańczarni. Ballady oczywiście skończą się po terminie. Każdy nowy odcinek włączasz z przerażeniem, że przypomni Ci o czymś, czego w ogóle nie brałaś pod uwagę. Nowych pachnideł nie da się nigdzie posłuchać.
To jest taki czas, że poziom “jest mi wszystko jedno” przekracza wszelkie zakładane normy. Jeśli jeszcze wcześniej nie interesował Cie kształt kwiatków, to teraz masz gdzieś ich kolor, ułożenie, a nawet to, czy w ogóle jakieś będą.
Przychodzi też ten czas, że zabierasz się za rzeczy, które odkładane były z największą premedytacją. Zaczynasz je ogarniać i nagle Cię oświeca, że gdybyście zaczęli ćwiczyć pierwszy taniec pół roku wcześniej nie napawałoby was to takim przerażeniem.
Chociaż kochasz swoją mamę nad życie, to na dźwięk telefonu podskakujesz i nie patrząc na ekran odbierasz ze słowami “co tam Mamuś?”. Dziesiąty raz tego dnia.
Kiedy piszesz artykuł na trochę katolicki blog zdajesz sobie sprawę, że pasowałoby coś o tym napisać. Tylko co? Jesteś miesiąc po spowiedzi generalnej, na bezpośrednią przed ślubem jesteś umówiona, kolejne spotkanie w poradni nic nie zmienia w Twoim życiu.
Nie możesz się doczekać tego dnia. Niestety nie dla tego, żeby w końcu być jego żoną. Na pierwszym planie jest to, że wtedy w końcu ten bałagan się wreszcie skończy.
Ostatnią część pamiętnika można przeczytać tu