(nie)katolicki głos w Twoim Internecie

Jak napisać magisterkę? Z doświadczeń beznadziejnego studenta

jak napisać magisterkę

Licencjat pisałam dwa lata (nie, nie zaczęłam na drugim roku). Magisterkę piszę trzeci rok. Jestem mistrzem nie-pisania prac dyplomowych. Wiem wszystko o odkładaniu na później i przesuwaniu dedlajnów. I dlatego właśnie wiem jak napisać magisterkę. A przynajmniej jakich błędów nie popełniać.

Wybierz swój czas

Słyszałam kiedyś, że teoria sów i słowików jest z palca wyssana i możemy super pracować o każdej porze dnia, jeśli się tylko odpowiednio zaweźmiemy. No to się zawzięłam. Wstawałam o 7, próbowałam ogarnąć życie zza na wpół otwartych oczu (a oczy mam wąskie), siadałam przed komputerem i jakoś nie szło. Chciałam się do tego przekonać, bo ponoć wszyscy wielcy i produktywni ludzie zaczynali dzień o 4 i do czasu jak ja otwieram oczy to oni by już tyyyyyle skończyli. A figę. Moje nocne randki z Wordem i energetykami zawsze wychodziły mojej pracy naukowej najlepiej. Przez ostatnie dni, w dzień, pisałam po pół strony. Dziś jest ledwo pierwsza w nocy, a ja mam już dwie.

Jedyny minus – mąż śpiący w łóżku obok biurka. W panieńskich czasach mniej ciągnęło do spania.

Dobry plan to podstawa

Nie wystarczą ogólnikowo zapisane tytuły rozdziałów. To może wystarczy promotorowi na zaliczenie semestru, ale do pisania się nie przyda. Rozdziały warto od razu podzielić na podrozdziały i dokładnie zapisać co ma się tam znaleźć. Jasne,  że się jeszcze zmieni wszystko nie raz. Ale to najlepszy punkt odbicia. Jak stracisz wątek wracasz do planu i już wiesz co dalej. Nie możesz dłużej walczyć z tym podpunktem – bierzesz się za kolejny, który dzisiaj wygląda na bardziej przyjazny. Dobrze mieć wydrukowany taki plan zawsze pod ręką przy pisaniu – łatwiej coś na nim skorygować, niż na szybko szukać pliku, kiedy myśl może wylecieć zanim się otworzy.

Czysta kart(k)a

Albo nawet kilka. Na uczelniach mieszkają złośliwe chochliki, które za cel stawiają sobie, żeby jak najwięcej studentów nie napisało pracy ( i nie są to odpowiedzialni za finanse, którzy cieszą się z milionów płaconych za warunki). Wchodzą uszami do mózgu i w momencie, gdy odpalasz plik zatytułowany „głupia mgrka” zaczynają ci podpowiadać wszystkie rzeczy, które musisz zrobić, a o których nie pamiętasz. Świetne pomysły na teksty na bloga, ciasta, które zjedzone dałyby siłę do pisania, ale trzeba je najpierw upiec. W drugim uchu są natomiast dobre wróżki (produkują je dobrzy promotorzy), które w momencie gdy piszesz, podsyłają ci pomysły co tam jeszcze można by dopisać. Niestety są bardzo mądre i czasem wyrwie im się coś do następnego akapitu albo ostatniego punktu, kiedy ty jesteś przy pierwszym.

Na wszystkie te podpowiedzi warto mieć kartki. Osobną na „to do”, inną na zachcianki, a piękną, kolorową, w złoto oprawioną, na pomysły do pracy. W momencie jak przychodzi myśl – długopis i na odpowiednią kartkę. A potem szybko z powrotem do pracy, żeby nie zgubić wątku.

Obowiązek studenta

Od tego powinnam zacząć. Musi być posprzątane. No musi i już. W momencie gdy dostajesz legitymacje, na czas akademicki jest ci odebrana umiejętność uczenia się w syfie. Nie walcz z tym, posprzątaj. Tylko nie idź do sąsiada i nie pytaj czy nie umyć mu okien, albo nie wpadnij na pomysł, że „jeszcze tylko pomaluję ściany i mogę się zabierać do pisania”. Odkurzenie to maksimum.

Wszystko pod ręką

Chce ci się jeść albo pić? Masz pod ręką czekoladę, ale chce ci się czipsów? Woda spoko, ale energetyk to by wszedł! Zabezpiecz się na każda ewentualność i wszystko, czego możesz chcieć miej na biurku – tak, by nie było nawet potrzeby wstawać z krzesła. Jeśli staniesz przed lodówką to już przepadłeś. Przerwa tylko na siku, ewentualnie papierosa.

Osobisty dedlajn

Niezależnie od pomysłów promotora wyznacz sobie osobisty koniec pisania – najlepiej wcześniejszy niż ten od władz. Włącz gdzieś odliczającą aplikację, żeby mieć świadomość ile jeszcze masz czasu. Dobrze jest wtedy podzielić przez tę liczbę przewidywaną ilość stron i już wiesz ile  musisz pisać dziennie. Tylko odejmij kilka dni na imprezy. I kryzysy pisania. I jechanie do domu. I niespodziewane odwiedziny znajomych. I już wiesz, że nie zdążysz, ale rób wszystko, żeby niemożliwe uczynić możliwym. <motywacyjny bulszit>

Siądź i zacznij pisać

Cóż dodać – tak proste, a tak trudne, co nie? Pomaga wyłączenie internetu.

Miej życie

Wszystko to nic. Najważniejsze, że to najprawdopodobniej twój ostatni rok studenckiego życia. Jeśli już nie masz na głowie masy obowiązków, odpowiedzialności i pracy, to zaraz będziesz je mieć. I Twoi znajomi też. Tyle czasu co teraz, żeby się spotkać, będziecie mieć dopiero na emeryturze, a wtedy zanim się dotoczycie (wsparci na balkonikach) na jakąś imprezę będzie już po wszystkim. Jeśli wszyscy jesteście w magisterkowym szale wykorzystajcie to – spotykajcie się razem, piszcie, w przerwach jedzcie coś i gadajcie, bądźcie ze sobą. Ale tak naprawdę nie będziecie dzieciom opowiadać w jakim miesiącu i na co się obroniliście. Będziecie opowiadać te wszystkie głupoty, które zrobiliście z wujkiem Michałem i ciocią Anią (jak dzieciory skończą 18 lat, oczywiście. Albo 25, żeby zdążyli napisać magisterki).

Wszystko ma swoje priorytety, niestety.